Czasem trzeba zrobić coś wbrew sobie. Albo dla kogoś. Tak było i w tym przypadku. W domu pojawił się mąż, a za nim potrzeba mięsa. A we mnie coraz większy bunt na fioletowe szynki, parówki i podejrzane pasztety. Potrzeba matką wynalazków, koniec języka za przewodnika, kilka pogawędek z teściową i oto jest! Moja deska ratunkowa, Złoty Graal i takie tam:) Sama nie jadłam ( w tej kwestii nadal jestem niezłomna), ale Rodzina poleca:)
Składniki:
Zalewa:
Mięso:
Przygotowanie:
Mięso umyć, osuszyć i natrzeć przyprawami. Wstawić do lodówki na godzinę.
W garnku dobrze wymieszać wodę ze składnikami zalewy. Włożyć mięso. Doprowadzić do wrzenia, gotować 6 minut i pozostawić w spokoju do ostygnięcia na 6 godzin. Następnie znów zagotować, pogotować 6 minut i zostawić na 6 godzin. Potem można jeść. Tyle z teorii, a w praktyce robię tak: wieczorem mięso nacieram, a jak robię kolację to szybko zagotowuję i zostawiam. Rano przy porannej kawie znów zagotowuję i zostawiam, a jak wracam z pracy to wszystko jest już gotowe, a mąż zadowolony:)
Smacznego!